piątek, 28 grudnia 2012

Czmych!

A więc dziś czmycham, hen, daleko stąd:)!
Zatem, co następuje:
- przez najbliższe 10 dni nic nowego się tu nie pojawi (chyba że się dorwę do internetu i znajdę chwilę na małą relację z krainy śniegu, chłodu i ciemności;) )
- uprasza się odwiedzających niniejszy blog o trzymanie kciuków, bym ja-zmarźlak wszechczasów, wróciła ze wszystkimi kończynami i formie człowieko-, a nie soplo-podobnym:)


Z małym wyprzedzeniem, ale lepiej wcześniej niż wcale:
Życzę przeudanej zabawy w Sylwestra i niech ten przyszły 2013 rok szczęśliwym, mimo pechowej daty będzie !

wtorek, 25 grudnia 2012

Xmas Time

Przed Świętami mnóstwo czasu poświęcamy na sprzątanie i gotowanie, czego efekty najczęściej znikają
w nader szybkim tempie. To, co wprowadza w magiczny, ciepły nastrój Świąt, to także niecodzienne przystrojenie domu, które dodatkowo pozwala cieszyć się tym szczególnie miłym czasem.

Uwielbiam świąteczne ozdoby, więc pozwolę sobie zasypać dzisiejszy wpis ich fotograficzną dokumentacją.


Ich zagęszczenie nie jest tak wielkie jak mogłoby się wydawać - nie, nie potykamy się o nie:) Z różnych zakątków domu wybrałam moje ulubione, na które miło mi będzie spoglądać, gdy trafią znów do pudeł i wywędrują na strych.
A może dla kogoś okażą się inspiracją? W tym roku udekorowałam bukszpanową kulę białymi lampkami - proste, a jakie urokliwe! Niewiele trzeba, by podobnymi detalami umilić sobie otoczenie.









niedziela, 16 grudnia 2012

Ice ice Baby!

Warmiński Jarmark Świąteczny w Olsztynie trwa krótko, więc udało mi się wpasować idealnie. Stare Miasto wygląda wtedy przepięknie. Zwłaszcza wieczorem, chociaż to pora, kiedy nawet mało atrakcyjne miejsca nabierają uroku. Gra licznych, kolorowych świateł co roku uwodzi starówkowych spacerowiczów, ale... chyba najbardziej wyczekiwaną częścią świątecznej oprawy są lodowe rzeźby. Moją na pewno.


Starówkę odwiedziłyśmy koło 21.00, więc większość jarmarcznych stoisk była już zamknięta. Te, które czynne były do późnych godzin, zachęcały smakowitościami, ręcznie wyrabianymi ozdobami i lokalnymi wyrobami. Chwała im za nietoksyczne świece z prawdziwego wosku! takich nierzadko ze świecą szukać. Trochę kiczu też zawitało w warmińskie progi - lizaki w kształcie ufo?? Doprawdy ktoś miał wyczucie świątecznego klimatu. A może to na nadchodzący koniec świata?


I coś, co wzbudziło naszą największą ekscytację – lodowe rzeźby. Rozbiegłyśmy się nieomal na 4 strony: S. pobiegła do Big Bena, ja stanęłam oczarowana przed pałacem Taj Mahal, za to K. zniknęła na chwilę w tłumie, możliwe, że krążyła między lodowymi rzeźbami jak wolny elektron;) Na Targu Rybnym stanęły m.in. Wieża Eiffla, Łuk Triumfalny, Statua Wolności, egipska piramida i (nie taka) krzywa wieża w Pizie. Nie były może tak spektakularne jak zaprzęg konny wraz z wozem sprzed dwóch lat, ale precyzja wykonania i oprawa świetlna sprawiły, że zachwycali się wszyscy, młodsi i starsi. Były zdjęcia i zachwyty, tymczasowo nawet siarczysty mróz nam nie przeszkadzał. Na tyle nawet, że skusiłyśmy się na zjazd po murze chińskim, ryzykując mokrymi siedzeniami. Dowody poniżej!

Photobucket

sobota, 15 grudnia 2012

House Cafe

Z racji tego, iż w tym tygodniu stacjonuję w Olsztynie, główną misją wczorajszego babskiego spotkania były odwiedziny Warmińskiego Jarmarku Świątecznego.

Dotarłszy tam, szybko straciłyśmy czucie w kończynach, więc z Targu Rybnego (o tym, co tam znalazłyśmy, będzie kolejny wpis - uwaga, będzie dużo zdjęć!) postanowiłyśmy udać się w miejsce, gdzie para nie bucha z ust. Padło na nowe dla mnie miejsce - House Cafe.


Pierwsze wrażenie - mnóóstwo kolorów, czyli coś, co lubię. Ciepło, przytulnie, wygodnie. Do wyboru wysokie miękkie stołki, głębokie kanapy, stylowe pasiaste fotele z wysokimi oparciami - przewygodne!
Do tego kilka "poziomów" usytuowania siedzeń, miłe urozmaicenie, fajnie to wygląda.
Kawiarnia była praktycznie pełna, co zdecydowanie wolę od pustych miejsc, gdzie słychać brzdęk stawianej na talerzyku filiżanki. A jak już o filiżance mowa - o herbacie i kawie słów kilka.

Wybór wystarczający: trochę herbat, trochę kaw, koktajle smoothies, ciasta i ciasteczka. Na naszym stoliku wylądowała herbata morocco mate i kawy: nutella i rafaello. Wszystko podane ładnie, smacznie i z uśmiechem. Jedyne, co można by poprawić, to moim zdaniem sposób parzenia herbaty (w tej kwestii króluje dotychczasowe miejsce naszych spędów - herbaciarnia ZEN, gdzie mate rzeczywiście podaje się jak mate, a nie w zaparzaczu i kubku).
Summa summarum mam w Olsztynie nowe ulubione miejsce (dzięki Sisie, która odkryła je na długo przede mną), gdzie w miłej atmosferze mogę wygodnie posiedzieć, nacieszyć oczy i podniebienie.



A jak tam trafić? Kawiarnia znajduje się pod arkadami, naprzeciwko Starego Ratusza (ul. Stare Miasto 11).

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Weekendowa chromoterapia

Chromoterapia, czyli... leczenie kolorami.


I takie właśnie działanie odnotowałam podczas wczorajszej wizyty w Gdyńskim Akwarium. W niezwykle mroźny, dosyć pochmurny i szarawy dzień (wyjątkiem był wszechobecny kolor czerwony, o czym można poczytać we wczorajszym wpisie) miło było wkroczyć w świat pełen wibrujących kolorów. Oczywiście nie wszystkie były urokliwe i mieniły się kolorami tęczy. Niemniej jednak nawet te mniej urodziwe nadrabiały swoją egzotyką, imponującymi kształtami, ciekawymi umiejętnościami i właściwościami.
Może komuś również przyda się taka dawka kolorów, więc zamieszczam poniżej trochę zdjęć z intrygującego życia podwodnego!










PS. W zeszłym tygodniu oglądałam rybki w sklepie zoologicznym "ZOO Karina" (w "Parku Handlowym Matarnia" w Gdańsku), może format ryb mniejszy, ale też przepiękne, więc jakby komuś Oceanarium nie było po drodze, to również polecam nacieszyć tam oczy.

niedziela, 9 grudnia 2012

Warczące Mikołaje

Dziś pierwszy raz miałam okazję podejrzeć przez chwilę akcję "Mikołaje na Motocyklach", a to już dziesiąta edycja (!). Było dużo hałasu i dużo frajdy.


Na początku, lekko zdezorientowaną, mijały mnie w Gdańsku motocykle, quady i inne podobne im pojazdy, z mikołajami, aniołami i prezentami "na pokładzie". Im bliżej Gdyni, tym było ich więcej. I gdy zawitaliśmy na Skwer Kościuszki, gdzie notabene była meta parady, okazało się, że to właśnie dziś jubileusz tej charytatywnej, sympatycznej akcji. Tylu Mikołajów i tylu motocykli naraz chyba jeszcze nie widziałam. Mróz był parszywy, a ludzi było mnóstwo, co cieszy, bo oprócz frajdy dla dzieciaków (i nie tylko) akcja ma charakter charytatywny.

Kto nie był, polecam za rok!



(jeśli ktoś uznaje wyższość Wielkanocy nad Świątami Bożego Narodzenia albo ma dylemat, to można i tak ;) )




środa, 5 grudnia 2012

Archive 29.11.

Po czwartkowym koncercie był piątek i Andrzejki, później weekend w pracy.. trochę zdążyłam ochłonąć, więc wpis będzie nieco bardziej składny niż zbiór och-ów i ach-ów, które były jedynym, co można było ode mnie usłyszeć w promieniu kilku(nastu) metrów świeżo po występie Archive :)
Jeden z najlepszych koncertów na jakich byłam. W moim osobistym rankingu z pewnością pierwsza dziesiątka, a w tegorocznym podsumowaniu ex aequo 1. miejsce, na równi ze Stingiem (nie bluźnię;)!).
Ogromny plus dla Parlamentu, który zapewnił nagłośnienie pozwalające bez przeszkód wyłapać każdy dźwięk czysto i przestrzennie, sprawiając publiczności po prostu mega frajdę. I tak sobie myślę, że klub pokazał też (przynajmniej w moim odczuciu, subiektywnym, a jakże:) ) ile zespół zyskał na bardziej kameralnej scenerii, a mam na myśli tu porównanie do występu zespołu na Open'erze w 2010 roku. Byłam zachwycona, ale tym razem "podglądanie" koncertu z bliższej perspektywy i lepsza interakcja publiczności z zespołem wytwarzyły u mnie coś na kształt pełniejszego uczestnictwa w koncercie iii.. były ciarkii, oj były, od pierwszych dźwięków aż do samego końca!

Photobucket

Chwilę przed rozpoczęciem zastanawialiśmy się, dlaczego w sumie nie ma supportu? A później szybka refleksja - od początku koncertu cała uwaga mogła być w pełni skupiona na zespole. U mnie zaprocentowało, a może ktoś miał niedosyt? Co kto lubi:)
W Poznaniu supportowała Mela Koteluk, którą uwielbiam, i pewnie bym nie narzekała, ale pod żadnym pozorem, nie jest to dla mnie minusem. Jak już się "rozsiadłam" w kwestiach organizacyjnych i technicznych, to jeszcze jedna rzecz - DLACZEGO przez zdecydowaną część koncertu nie działały telebimy, WHY??.. "Bullets" i "Controlling Crowds" wzmocnione animacjami były ciarkogenne. Dobrze, że chociaż pod koniec zostały uruchomione, ale szkoda wielka.

Tyle narzekania i luźnych uwag:)
Zespół tworzą profesjonaliści. Instrumentalnie i wokalnie - idealnie. Czułam się jakbym była na koncercie, który grają wyłącznie raz do roku, i kiedy to dbają o każdy szczegół, są przygotowani w każdej sekundzie, każdy zna swoje miejsce i daje z siebie wszystko. Ja odleciałam:) A bębny zaserwowane na początku.. w żadnym przypadku nie jestem znawczynią ani nie zwracam większej uwagi na perkusję i bębny, ale to ! Burza na scenie! Wszystko współgrało obłędnie, Archive osiągnęło poziom, o którym wielu może pomarzyć. Wirtuozi i mistrzowie klimatu, ot co!
Zagrali wszystko, wszyystko co do jednego kawałka, co chciałam. Było "Stick me in my heart", "Again", "Fuck you", "Controlling crowds", "Violently", "Hatchet"... Uwielbiam "Bullets" i po pierwszym bisie pomyślałam sobie, że nie szkodzi, że nie było. Następnym razem. Jak zeszli ze sceny, publiczność domagała się drugiego bisu. Oklaski, krzyki i tupanie (!) wywołały ich po raz kolejny, i.. prezent dla Tośki. "Bullets"!!! Ha!

Tak się zachwycam, że brzmi to wszystko jak lukrowany pączek i zachwyt psychofanki, ale trudno, tak było i już ;)!


Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket