To był najlepszy prezent na Dzień Kobiet jaki mogłam "dostać", czyli dziś o Kolosach za 2012 rok:)
08. marca w Hali Sportowo - Widowiskowej w Gdyni rozpoczęły się trwające trzy dni 15. Ogólnopolskie spotkania podróżników, żeglarzy i alpinistów. Czyli tzw.
Kolosy (za rok 2012). Z racji tego, iż zazwyczaj weekendy nie bywają dla mnie łaskawe i najczęściej spędzam je w pracy, udało mi się uczestniczyć w spotkaniach tylko pierwszego dnia - a mianowicie Dnia fotoplastykonu, podróży i wyczynu. Możliwe, że po wszystkich trzech nie wróciłabym do domu, tylko złapała stopa i pognała gdzieś w siną dal;) ale po kolei...
Od lat obijało mi się o uszy "Kolosy to...", "Kolosy tamto...". I tak sobie myślałam, że skoro ludzie przybywają na nie z całej Polski, to szkoda czasu i wysiłku by przesiadywać godzinami w tłumie i ścisku (pomyślała ta, która jechała na Woodstock pociągiem, a kto jechał ten wie, co to znaczy;D...). Otóż kwestia ta okazała się mało istotna. Ludzie siedzą, leżą i stoją i to naprawdę jest bez znaczenia. Odniosłam wrażenie, że wszyscy wyjęci są spoza naszej czasoprzestrzeni i na czas prezentacji stają się współuczestnikami podróżniczych opowieści. Ja na chwilę przeniosłam się na Syberię, do Azji, Afryki Zachodniej, na Ural, do Ameryki Południowej...
( Katarzyna i Krzysztof Machulscy "Jak Natalia Tajmienia złowiła" )
(Ernest Jóźwik "Afryka Zachodnia, czyli najwspanialsze chwile w życiu & Dominik Szmajda "Rower góral i na Ural" - portret ocenzurowany przez autora;) )
Niektórzy zaproszeni podróżnicy mieli mniejszy, niektórzy większy dar opowiadania. Trafiłam w większości na tych drugich. I uśmiałam się do łez. Niesamowite pokłady dobrej energii, cudownych widoków, fantastycznych zdjęć (!) i solidna porcja inspiracji na to, jak się w życiu odnaleźć i gdzie szukać szczęścia. Warto czasem przypomnieć sobie, jak niewiele mając (uczestniczącym w prezentacjach nawet na kikunastomiesięcznych wyprawach najczęściej musiał wystarczyć jedynie plecak) można doświadczyć najpiękniejszych chwil w życiu. Albo podjąć krótką refleksję na temat tego, jak ludzie w ubogich (w naszym mniemaniu) wioskach na końcu świata (również pojęcie względne;) ) żyją szczęśliwie, kultywując tradycję i dbając o relacje rodzinne. Materialnych rzeczy mają niewiele, więc nikt nikomu niczego nie zazdrości. Niby proste, ale akurat w naszej kulturze to już raczej nieodwracalne.
Największy ubaw i podziw wzbudził we mnie Dominik Szmajda, który jak się po podsumowaniu tegorocznej edycji Kolosów okazało, otrzymał nagrodę publiczności za najlepszą prezentację - "Rower góral i na Ural". Jego zwariowane przygody w stylu: spływ górską rzeką na dętce od traktora, wyprawa przez tundrę czołgopodobnym wehikułem i inne, naprawdę godne podziwu, zaserwowane z ogromnym poczuciem humoru i opowiedziane przesympatycznym, urzekającym głosem sprawiły, że wydały się być w zasięgu każdego szarego człowieka. Opowieści pozbawione heroizmu i nadęcia, chociaż z pewnością wymagały nie lada odwagi i wysiłku.
Swoistą 'chichrawkę' zafundował nam też Adrian Krysztofinski i jego prezentacja "Moja Panamericana (autorska wersja)". To chyba jedyny tak zakręcony i beztroski na swój sposób podróżnik, który tego dnia wystąpił. Bo jak inaczej nazwać człowieka, który spalenie się łódki jego i zapoznanych na trasie przyjaciół kwituje krótkim żartobliwym komentarzem i przyjmuje wszystkie zwroty akcji, zarówno pozytywne jak i te mniej, z niesamowitą pokorą i pogodą ducha? Podczas podróży przez całą Amerykę Południową czerpie z życia pełnymi garściami, szuka przygód za każdym zakrętem. A wszystko to z naiwnością dziecka zachłyśniętego urokami tego cudownego globu i serdecznością ludzi.
Nie sposób oddać charakter i atmosferę tych spotkań, więc nawet nie próbując, zachęcam po prostu na przyszłoroczną edycję:) Ja będę na pewno. Z termosem i pakietem kanapek na calutkie trzy dni:) Au revoir!